I po co ciągnąć we wrześniu na Sycylię puchówkę i buty do trekingu, no po co?
A właśnie po to, żeby wejść na 3 tys. metrów, spędzić cały dzień w księżycowym otoczeniu, a na koniec otrzymać bonus w postaci mocno dymiącego krateru centralnego.
-„Gdy nad Etną unosi się dym, to znak, że Hefajstos (bóg ognia, kowali i złotników) rozpoczyna pracę w swej kuźni, we wnętrzu Etny – tak o kłębach dymu unoszących się nad Etną mówią Sycylijczycy.
Na tydzień przed naszym wyjazdem na Sycylię pojawiły się informacje, że Etna się budzi.
„Wielki wybuch Etny, 10 osób rannych”, „Wulkan Etna wciąż dymi, Sycylia sparaliżowana” – krzyczały nagłówki, choć z Sycylii dochodziły do nas uspokajające wieści, że Etna wciąż budzi się i zasypia, że to normalne zjawisko, które w żaden sposób nie powinno zagrozić naszym planom wejścia szczyt.
Też mieliśmy taką nadzieję.
Chociaż…. był taki wybuch wulkanu, a działo się to w 1669 roku, gdy pęknięcie skorupy miało długość 26 km, magma wypływała z góry przez 4 miesiące, niszcząc po drodze kilka wsi oraz powodując straty w oddalonej o 40 km Katanii., a lawa stygła przez 8 lat i długo służyła mieszkańcom do podgrzewania wody.
No jednak woleliśmy nie czekać aż tyle.
Na Etnę startowaliśmy z oddalonego o 180 km Montedoro czyli z gór w centralnej Sycylii.
Chcieliśmy wejść południowym stokiem, zaczynając z parkingu koło schroniska Rifugio Sapienza, na wysokości 1910 m n.p.m.
Droga na samą górę zajmuje ok 4 godzin, na trasę powrotną trzeba przeznaczyć ok. 3 godzin więc żeby nie schodzić po ciemku, z Montedoro wyruszyliśmy bladym świtem, a podchodzenie pod górę rozpoczęliśmy z Rifugio Sapienza o godz 9 rano.
Nasze wejście od początku do końca miało być samodzielne.
Nie interesowała nas kolejka linowa, która podwozi turystów do drugiego schroniska, ani busy 4×4, wożące ich na kolejnym odcinku, niemal do samych kraterów.
Gdy wyruszaliśmy w ten wrześniowy poranek, temperatura na wyspie dochodziła do 28°C. Przy pierwszym parkingu (1.9 tys m n.p.m) temperatura spadła do ok 20°C, przy drugim parkingu (na ok 2.5 tys.m n.p.m) było już 13-15°C, a na wysokości kraterów (ok.3 tys. m n.p.m) 7°C.
Jednak nie ubieraliśmy się proporcjonalnie do spadku temperatury. Wysiłek związany z podchodzeniem do góry po grząskim żwirze rozgrzewa doskonale. Dopiero podczas odpoczynków i krótkim ochłonięciu zakładaliśmy kurtki, żeby po kolejnych kilku krokach znów się rozpinać i rozbierać.
Ciepłe ubrania są jednak konieczne. Nie da się na samą górę wejść bez swetra czy kurtki.
Zarówno wejście jak i zejście z Etny wymaga wysiłku i uwagi.
Wysiłku, bo chodzenie po osuwających się kamieniach jest dość męczące. Uwagi, bo warto patrzeć pod nogi żeby uniknąć skręcenia kostki. Szczególnie droga w dół na niektórych odcinkach jest trudna.
Mimo wszystko wejście na piechotę na Etnę jest możliwe dla przeciętnie sprawnej osoby.
Wchodzący samodzielnie, pieszo stanowią jednak mniejszość w stosunku do wjeżdżających kolejkami linowymi i busami. Jeszcze mniej jest….rowerzystów, którzy na Etnę wjeżdżają na rowerach górskich. Co prawda rowerzyści nie korzystają ze stromych ścieżek pieszych, tylko z wijącej się wzdłuż stożka Etny utwardzonej drogi, ale zdobycie Etny na rowerze i tak jest znacznie większym wyczynem niż nasze zwykłe wchodzenie.
Może następnym razem.
Wchodząc na Etnę na piechotę warto mieć dobre, turystyczne buty. Ułatwiają chodzenie po zapadającym się pyle wulkanicznym, twardym żwirze i ostrych kamieniach. My mieliśmy buty trekingowe oraz stuptupy, ochraniacze na nogawki, które powstrzymywały wsypywanie się żwiru do butów.
Inni? Widziałam ludzi w półbutach, tenisówkach czy nawet kogoś w sandałach – ale nie chciałabym być „w ich butach” następnego dnia (o ile szczęśliwie i bez skręconych kostek dotarli do celu).
I po 4 godzinach marszu jesteśmy na górze.
A tam?
Kratery, kratery i kratery. Tam to dopiero jest księżycowy krajobraz.
Chodząc po grani dookoła wygasłych kraterów miałam ciarki na plecach. Odczuwanie wysokości i lekko rozrzedzonego powietrza, zapach siarkowodoru, dymiące kratery i szczeliny dopełniają wrażenia.
Schodzimy poniżej grani i siadamy w wygasłym kraterze.
Po 4 godzinach męczącego marszu w górę i przed 3-ma kolejnymi godzinami schodzenia, trzeba odpocząć i zregenerować siły.
Siedząc w kraterze wyciągamy zapasy: wodę (min 1,5 l na osobę), kanapki i herbatniki.
Lunch w kraterze na Etnie smakuje lepiej niż gdziekolwiek indziej.
Wierzcie mi, sprawdziłam.