Po Socjalistycznej Republice możnaby oczekiwać, że w kraju nie ma skrajnej biedy, podobne, jak nie ma skrajego bogactwa, (oczywiście z wyjątkiem zamożnych wysokich urzedników państwowych, którzy zawsze najwięcej korzystają na socjalizme), że nie ma dzieci żyjących na ulicy, nie ma żebrakow…
Możnaby się spodziewać, że państwo socjalistyczne zapewnia minimum socjalne każdemu obywatelowi.
Wygląda jednak na to, że to jeden z mitów socjalizmu. Zwykła utopia.
Bo w socjalistycznym Wietnamie sa ludzie żyjący w skrajnej biedzie, mieszkający na ulicach, żebracy.

Są dzeci zabierane przez matkę gazeciarke do pracy, tj. na dworzec autobusowy. Posadzone na betonowym podeście pomiędzy straganami z jedzenem, spędzą tu pewnie cały dzień, za jedyną zabawkę mając za duży kapelusz, który zakladają to jedno, to drugie. Ściągają go sobie z głów, zakrywają twarze i pokładają się przy tym ze śmiechu.
Albo plik gazet, który matka na chwilę odlożyła na podeście, żeby podejść do najblizszego straganu po soczek w kartoniku.
I ledwo się odwróciła, gdy szeleszczące gazety przyciągnęły uwagę dzieci.
Mniejsze zaczęło skakać po nich zachwycając się szelestem, strasze wyrywając maluchowi gazety spod stóp udawało że czyta.
Dokladnie w momencie, gdy rozlegl się dźwięk rozdzieranego papieru, stanęła nad nimi matka.
I zaczął się lament . – “Bo kto teraz kupi takie podarte, pogniecione gazety!”