Herbata i papierosy, a więc jesteśmy na policji

– Niech to szlag, to był nowy aparat! – wściekam się
– Zrobili nas jak dzieci – złości się Piotrek.
W pociągu ukradli nam aparat. Na szczęście poprzedniego dnia wieczorem zgraliśmy wszystkie nasze zdjęcia na dysk.
– Przynajmniej nie straciliście zdjęć z Andamanów… to tylko aparat – pociesza nas Klaudia.

Gdy dojechalismy rano do miasta, od razu na dworcu poszliśmy na posterunek zgłosić kradzież.

Przed komisariatem, na dworze stoi stolik.
Przy stoliku siedzi policjant w cywilnych ciuchach i czyta gazetę. Za policjantem wisi tabliczka z napisem: „May I help you?”
Podchodzimy i wyjaśniamy co się stało.
Policjant patrzy na nas i nic. My też milczymy.

Do stolika podchodzi inny policjant więc powtarzamy co się wydarzylo.
Obaj policjanci patrzą to na siebie, to na nas i nic.
My też milczymy.

Gdy po raz czwarty tłumaczymy co się stało, któryś z policjantów wreszcie wpada na pomysł co z nami zrobić i pyta jak się nazywamy.
– „Właśnie, niech spiszą jak się nazywają” – podali Piotrkowi kartkę i kazali spisać dane, dokładny adres, imiona ojców (to u mężczyzn) i imiona mężów ( to u mnie i Klaudii).
Ktoś prosił jeszcze o kastę, ale ktoś inny wyjaśnił mu, że to przecież biali, więc oni w ogóle nie mają kast.

W czasie, gdy towarzyszyło nam już 6 policjantów, któryś z nich zerwał się z ławki, pobiegł w kierunku dworca i wrócił po chwili z herbatą dla nas.

W czasie, gdy było już 8 policjantów – ktoś zaproponował nam przejście do świetlicy bo tam leci fajny film i może chcielibyśmy zobaczyć.
W kulminacyjnym punkcie, otaczało nas 11 policjantów.
W międzyczasie któryś z nich wziął od nas paszporty, wsiadł na motocykl przystrojony trochę jak wielbłąd (w dywan z długim włosem od kierownicy po koniec siedzenia) i pojechał do miasta zrobić ksero.
Inny znowu skoczył na dworzec i tym razem przyniósł dla nas paczkę papierosów. Zmartwił się, że nie palimy bo chcial nas ugościć, a my tu nie palimy.

Najlepsze zacęło się gdy spisaliśmy już swoje zeznania i trzeba je było przenieść do formularza z protokołem.
Z jakiegoś powodu potrzebne było 6 egzemplarzy.
Na posterunku nie było maszyny do pisania, nie mówiąc już o komputerze. Wszystkie 6 egzemplarzy musiały więc zostać spisane ręcznie.
Kto tego nie widział na własne oczy, pewnie mi nie uwierzy:

Przy stole usiadło trzech policjantów, każdy z dwiema kartkami i kalką. Kalkę włożyli pomiędzy kartki i całość równiutko spięli szpilkami. Jeden czytał na głos zeznanie po angielsku, trzech pisało.
Czytający znał angielski, piszący – nie.
Czytający literował każde słowo, piszący zapisywali. Czasem prosili o powtórzenie, czasem prosili żeby czytać wolniej.
Następnie gdy wszystko zostało już spisane i podpisane, dostaliśmy jedną kopię protokołu. Pozostałe 5 gdzieś pewnie będzie przesyłane, raportowane, archiwizowane.

Wreszcie, zaledwie po 5 godzinach spędzonych przy stoliku stojącym w pełnym słońcu przed posterunkiem, mogliśmy odejść.
Brakowało nam jeszcze tylko zdjęcia na pamiątkę tego szczególnego przedpołudnia spędzonego  na posterunku policji w Waranasi.

-„Tak, tak, róbcie zdjęcia, oczywiście!”- Policjanci rozpromienili się, zaczęli pozować, podawali sobie i nam ręce, przybijali piątki.

Spisali już protokół, koszmar komunikacji z białymi mają za sobą, papiery podpisane, ułożone równo na stoliku, – znaczy sprawa załatwiona!

A że aparat nigdy nie zostanie odnaleziony? Co do tego ani oni ani my nie mieliśmy wątpliwości od początku.

2 uwagi do wpisu “Herbata i papierosy, a więc jesteśmy na policji

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s