W Indiach lubię być. Mam taką potrzebę, żeby być w Indiach często.
Ale gdy wracam do domu, realność przeżyć, kolorów, zapachów i smaków zastępują mi wspomnienia. (No może jeszcze przepisy na indyjskie dania oraz naczynia ze stali nierdzewnej i miedzi, które kupiliśmy na wagę w Jodpurze, a które znacząco poprawiają smak każdego alu gobi)

O tym, że już jesteśmy w domu, przypomina mi indyjska biblioteczka kupiona w sklepie Indygo, do którego hinduscy właściciele sprowadzają meble z Indii oraz nasze dwa mopsy, które krecą się zwykle koło biblioteczki. A czasem nawet wchodzą na nią.
Aż trudno uwierzyć w to co nastąpilo kiedyś, gdy mops siedzial tak na dolnej półce i oparł się mocniej o ścianę biblioteczki!
…Wtedy ściana skrzypnęła i rozsunęła się, a zaskoczony mops spadł z półki zamiast w stronę pokoju, to w gląb biblioteczki..
Upał i jaskrawe słońce, że aż trzeba mrużyć oczy.
Hałas, klaksony, pisk opon, terkotanie tuk tuków.
– „Uważaj! „- silne szturchnięcie i mops poturlał się na brzeg jezdni w ostatniej chwili tuż przed kołami przejeżdżającego motoru.
„Pongo i indyjska biblioteczka” – może taka opowieść kiedyś powstanie.
Będzie o tym co spotkało mopsa po drugiej stronie indyjskiej biblioteczki.