W czasach gdy jeździłam na kolonie, wieczorami siadaliśmy na łóżkach (koniecznie z podkurczonymi nogami z powodu tego co pod łóżkiem) i opowiadaliśmy sobie potworne historie o duchach i wampirach.
To były czasy, w których wymyślając najpotworniejsze stwory mogłam wpaść na pomysł latającej żaby – wampira.
Ale nie wpadłam.
Za mnie wymysliła ją natura i umieściła w wietnamskich wysokogórskich lasach.
Na szczęście deszcz latających żab, o których czytałam, nie spotkał mnie w Wietnamie. Może więc to tylko bajki.
A skoro o bajkach mowa….
Zarówno dla polskich jak i wietnamskich dzieci bajki o żabach to coś naturalnego.
W naszej kulturze znana jest bajka o królewnie zakletej w żabę.
Wietnamskie dzieci także znają piękno ukryte w żabiej postaci.
I na tym podobieństwa się kończą. Dla nas jest oczywiste, że w opowieści pojawi się królewicz, pocałuje żabkę i zamieni ją w piękna królewną.
W wietnamskich bajkach żaba pozostanie żabą na wieki.
Ale to nic, bo przecież każde wietnamskie dziecko wie, że:
„Piekno zewnętrzne jest równie nietrwałe jak kwiat przed burzą: zachwyca oczy, wabi, ale i szybko przemija. Wartości wewnętrzne – serce, wiedza i sztuka – pozostają. Chociaż ona się nie odmieni, do końca życia pozostanie żabą, najbardziej jest godna miłości i szacunku”/*
Wow! Strasznie to azjatycka filozofia. Inna.
*/ W. Żukowski, Ognisko w dżungli.