Idziesz chodnikiem w jedną stronę, chodnik jest pusty, swobodnie przechodzisz.
Ale gdy wracasz tą sama drogą po kilkunastu minutach – to już żeby przejść, musisz zejść na ulicę.
Chodnik niespodziewanie zajęło kilkanascie malutkich plastikowych stolików i równie małych stołeczków. Meble wielkości mebelków przedszkolnych, tylko, że tu – na ulicy – wcale nie dzieci na nich siedzą.
Przed szkołami –są to tłumy młodzieży w mundurkach szkolnych, pochylające się nad swoimi miskami z zupą.
Przed biurami i urzędami – tłumy urzędników w garniturach i garsonkach kulą się na zbyt małych krzesełkach siorbiąc swoje lunchowe Pho.
Siedzą na tak niskich stołeczkach eleganckie kobiety w szpilkach i wyglądają jakby kucały..
I te właśnie kucające rzesze ludzi z miseczką w jednej i pałeczkami w drugiej ręce są zwiastunem, że w okolice szkoły, biura czy urzędu zawitał wietnamski Pan Kanapka, który pojawia się tu codziennie z zupą Pho – obowiązkowym elementem wietnamskiego lunchu.

…A gdy godzinę później jeszcze raz przejdziesz tym chodnikiem – nie zastaniesz już ani jednego stoliczka, Tylko pusty chodnik, przeznaczony znów tylko dla przechodniów.
Aż do jutrzejszego lunchu.